Cipangopaludina chinensis jest brzydka. Cipangopaludina chinensis jest nieciekawa (oczywiście nie dla @Miro). Cipangopaludiny chinensis w Polsce nikt nie widział. Ja też nie. O Cipangopaludinie chinensis Wawarianie dowiedzieli się w marcu 2025 roku za sprawą dokumentów Unii Europejskiej, ale wierzcie mi, niezależnie od decyzji UE, zobaczymy jeszcze Cipangopaludinę w Polsce, może nie za rok, może za 100 lat a może nie zobaczymy, bo gatunek ludzki dokona już samozagłady, ale Cipangopaludiny tu będą. No i będzie o Niemcach

Cipangopaludina chinensis jest dużym słodkowodnym ślimakiem z rodziny Viviparidae, jest więc blisko spokrewniona z Filopaludiną sumatrensis i Filopaludiną martensi, które od kilku lat zdobywają popularność wśród polskich akwarystów (czy Unia Europejska o tym wie?) i nieco dalej z polskimi rodzimymi żyworodkami (Viviparus sp.)
Nazwy polskiej Cipangopaludina chinensis nie ma, a nazwa łacińska oczywiście nie wywodzi się od tego o czym myślą Polacy. Słowo Cipangu wywodzi się od nazwy Japonii. Marco Polo, który co prawda do Japonii nie dotarł, w swoim dziele „Opisanie świata”, będącym relacją z podróży do Chin, nazwał ją opierając się na relacjach i określeniach Chińczyków – Zipangu. Dzieło to stało się na początku XIV wieku w Europie prawdziwym bestsellerem, prawdopodobnie nie tylko z powodu unikalnej treści, nikt jeszcze tak daleko do nieznanych światów nie podróżował, a także w dużej części dzięki talentowi pisarskiemu ghost-writera, Rustichello da Pisa, z którym Polo siedział w więzieniu i tam sobie razem taką książkę z nudów machnęli. Opisy były tak barwne i dowcipne, że książkę wielokrotnie i w pośpiechu, bo czytelnicy się niecierpliwili, kopiowano i tłumaczono na wiele języków, czasami w te i z powrotem i to Zipangu stało się Cyampagu, Cimpagu a nawet Zipangri, a że oryginał dzieła bezpowrotnie zaginął, nie wiadomo tak naprawdę jak Marco Polo to Zipangu pisał. Tak czy inaczej stanęło na tym, że Cipangu to Japonia, zaś paludina pochodzi od łacińskiego palus – bagno, kałuża, rozlewisko.
Ale to nie koniec językowych łamańców.
Systematyka rodzaju Cipangopaludina liczącego 15 gatunków i pewnie drugie tyle synonimów, synonimów synonimów i innych stworzeń o dyskutowanej przynależności jest niejasna, dlatego Cipangopaludina chinensis w piśmiennictwie naukowym figuruje pod wieloma nazwami, że wymienię niektóre: Cipangopaludina chinensis, Cipangopaludina malleata, Cipangopaludina chinensis malleatus, Cipangopaludina chinensis malleata, Viviparus malleatus, Viviparus chinensis malleatus, Viviparus japonicus, Viviparus stelmaphora, Bellamya chinensis, Bellamya chinensis malleatus, Paludina malleata, Paludina japonicus (kocham taksonomów!).
Trwała dyskusja czy Cipangopaludina japonica i Cipangopaludina malleata to synonimy Cipangopaludiny chinensis, ale obecnie taksonomowie skłaniają się ku uznaniu ich za odrębne gatunki, natomiast spór, czy populacje Cipangopaludina chinensis malleata i Cipangopaludina japonica introdukowane i żyjące w Ameryce Północnej są synonimami, czy różnymi fenotypami tego samego gatunku, wydaje się pozostawać nierozstrzygnięty. Amerykańscy taksonomowie twierdzą, że Cipangopaludina jest podrodzajem Bellamya, jednak prowadzone niedawno badania sekwencji DNA sugerują przypisanie dużych dalekowschodnich żyworodek wprowadzonych do Ameryki Północnej do Cipangopaludina, pozostawiając Bellamya jako rodzaj dla gatunków afrykańskich. Jestem pewna, że decyzja Unii Europejskiej zabraniająca wjazdu do krajów Wspólnoty tylko Cipangopaludinie chinensis, a innym nie, zamknie definitywnie te wszystkie spory i dyskusje.
Cipangopaludina chinensis jest sporym ślimakiem słodkowodnym, żyworodnym i oddychającym skrzelami. Muszla kształtem przypomina muszle naszych żyworodek, a jej średnica osiąga 5 cm, zaś wysokość 7 cm. Kolor ma ciemno-brunatno-oliwkowy, czasami jaśniejszy, żółtawo-sraczkowaty, jednolity, z widocznymi niekiedy poprzecznymi jaśniejszymi i ciemniejszymi pasami, które raczej są spowodowane sezonowymi zmianami warunków przyrostu muszli. Za to wnętrze muszli jest białawo-błękitne, tyle że u żywego ślimaka tego nie widać. Wieczko, operculum, jest duże, owalne, o wyraźnych koncentrycznych słojach przyrostów.
Ciało ślimaka utrzymane jest w podobnej mało atrakcyjnej kolorystyce, na ciemniejszym, brązowawym tle ma gęsto usiane żółtawe, dla miłośników ślimaków złote kropeczki. Najwyraźniejszy jest ten deseń na głowie ślimaka.
Cipangopaludina chinensis jest ślimakiem rozdzielnopłciowym i jak u każdej przyzwoitej żyworodki można samce od samic odróżnić po zgrubiałym i podwiniętym prawym czułku pełniącym rolę penisa. Jądro położone jest na granicy jamy płaszczowej i przestrzeni trzewnej, nasieniowód jest zamkniętą rurką, ciągnie się wewnątrz czułka, a jego ujście znajduje się na czubku czułka.
Samice w miejscu jądra mają niewielki jajnik i jajowód z blaszkami tworzonymi przez gruczoły albuminowe, między którymi przeciskają sią małe oocyty i otaczają się substancjami odżywczymi. Jajowód płynnie przechodzi w część maciczną, w której rozwijają się małe ślimaczki. Macica jest raczej wąska, rurkowata, w części proksymalnej przeważają zarodki rozwijające się wewnątrz kapsułek jajowych, w części dystalnej jest coraz więcej młodych ślimaków, które opuściły już kapsuły i są gotowe do wyjścia na zewnątrz. Ten typ rozwoju wskazuje raczej na jajożyworodność, a nie prawdziwą żyworodność, gdy zarodki kontaktują się bezpośrednio z nabłonkiem macicy i stamtąd pobierają substancje odżywcze. Samice rodzą potomstwo w cieplejszej porze roku, na płyciznach, najchętniej tam, gdzie temperatura wody oscyluje wokół 27°C (kiedy temperatura spada poniżej 12°C zaprzestają rozmnażania), uwalniając je stopniowo, rodząc rocznie od 25 do 100 potomków (średnio ok. 60). Młode ślimaczki są w pełni uformowane, opancerzone w zwapniałą muszelkę i mierzą od 3 do 5 mm. Samice mają także rurkowaty zbiornik na spermę, który gromadzi jej zapas wystarczający na ok. pół roku. W środowiskach, gdzie presja drapieżników jest duża, samice zaczynają rodzić więcej młodych, ale mniej rozwiniętych i o słabiej zwapniałej muszelce.
Cipangopaludina chinensis mają trojaki sposób odżywiania. Jak zawiedzie plan A, to w zanadrzu mają jeszcze nie tylko plan B ale i C! A może nawet i D? Pierwszy to klasyczne zdrapywanie. Tarkę mają małą, cienka i delikatną i zdrapują nią selektywnie biofilmy, glony porastające twarde powierzchnie, a przysmakiem są okrzemki. Drugi to filtracja zawiesiny i planktonu z wody przepływającej przez jamę płaszczową. Narządem filtracji jest pojedyncze ctenidium w kształcie jednostronnego grzebienia, które służy także do oddychania. Przez dno jamy płaszczowej i prawy bok ryjka, przechodzi rynienka pokarmowa wyścielona nabłonkiem rzęskowym, którą od ctenidium do otworu gębowego transportowany jest odfiltrowany pokarm. A trzeci, najmniej poznany, to taki rodzaj odżywiania osadami dennymi, jak u naszej dżdżownicy – dżdżownica nieselektywnie dosłownie nawleka się na porcję gleby, przesuwa ją wzdłuż swojego jelita, trawi co nadaje się do stawienia a resztę wydala na zewnątrz. Tak samo nasz ślimak nieselektywnie pochłania muł z dna, tarka nie ma tu nic do roboty, i dzięki enzymom trawiennym odzyskuje z niego substancje odżywcze. Co ciekawe, w końcowym odcinku przewodu pokarmowego znajdywano spore ilości niestrawionych szczątków drzewnych, co może sugerować jeszcze czwarty mechanizm odżywiania – jak u przeżuwaczy czy termitów, hodowlę bakterii na niestrawnej celulozie i odżywianie się dopiero tymi bakteriami. Może to być jeden z czynników odpowiedzialnych za ich odporność na długotrwałe okresy głodu sprzyjające przypadkowemu transferowi np. wraz ze statkami i łodziami, kiedy są przyczepione wraz ze szczątkami roślinnymi do kadłubów lub w zbiornikach balastowych. Cipangopaludina chinensis może także przeżyć poza wodą do 9 tygodni.
Ojczyzną Cipangopaludina chinensis są, jak nazwa wskazuje, Chiny, ale nie tylko, występuje ona naturalnie całej Azji Południowo-Wschodniej od Birmy, Tajlandii, Wietnamu, Filipin, Jawy, przez Chiny, Koreę, po Japonię i wschodnią Rosję. Zamieszkuje wody wolno płynące lub stojące, jeziora, stawy, kanały, rowy, pola ryżowe, o mulistym bądź piaszczystym dnie, gdzie może występować w dużym zagęszczeniu, do 25 a nawet podobno do 40 osobników na metr kwadratowy. Ślimaki te wykazują również szeroką tolerancję termiczną i szacuje się, że są w stanie wytrzymać temperatury wody w zakresie od 0°C do 45°C. Zimą hibernują.
Cipangopaludina chinensis i pokrewne gatunki, ze względu na masowe występowanie i łatwość hodowli, transportu i walory odżywczo-smakowe, jest bardzo popularnym daniem na dalekowschodnich stołach, ale jest także wykorzystywana jest jako pasza dla zwierząt gospodarskich.
Prowadzone są badania farmakologiczne nad właściwościami polisacharydów pozyskanych z Cipangopaludina chinensis i ich zastosowaniem w medycynie ludzkiej, jako leków spowalniających rozwój miażdżycy i modulujących mikrobiotę jelitową.
Światową inwazję Cipangopaludiny chinensis zawdzięczają ludzkim imigrantom z Chin jadącym do Ameryki i ich przywiązaniu do ślimaczej diety. Ślimaki przywożone były i sprzedawane na targach i w restauracjach, skąd trafiały z odpadkami do okolicznych bajorek. Polacy to co najwyżej pierogi przywieźli. Ślimaki zaczęły od najechania Ameryki Północnej równocześnie od zachodu (San Francisco 1890 r., Hawaje 1900 r.) i wschodu (Nowa Funlandia 1905 r., Boston 1915 r., Floryda 1950 r.) a potem już poszło z górki i obecnie jest rozpowszechniona w USA i Kanadzie, przy czym większość miejsc występowanie znajduje się na północnym wschodzie kontynentu. Po Ameryce przyszła kolej na Europę – zmasowany desant na nasz kontynent rozpoczął się od Holandii w 2007 roku, gdzie obecnie Cipangopaludina chinensis jest szeroko rozpowszechniona w delcie Renu-Mozy-Skaldy, potem przyszła kolej na Belgię (2017 r.), Wielką Brytanię (2018 r.) Hiszpanię (2020 r.) i Niemcy

Mamy rok 2025 i front najazdu Cipangopaludinych chinensis zbliża się do Polski. Patrzcie pod nogi, bo może Cipangopaludiny chinensis już tu są? Co to będzie? Co to będzie?
Przyjrzyjmy się zatem zarzutom, jakie stawiane są Cipangopaludinie chinensis.
Nie wierzcie Hiszpanom, jeżeli będą twierdzili, że Cipangopaludina chinensis to kolejny agrofag, który jak ampularia (Pomacea diffusa), zgryzie im ryż do korzeni a potem rzuci się na polskie kartofle. Cipangopaludina chinensis efektywnie zdrapuje glony, w tym okrzemki, z twardych powierzchni, efektywnie filtruje seston, ale nigdy, przenigdy nie zjada żywych roślin wodnych. Lądowych też nie. Dlatego m.in. staje się popularna w przemyśle akwarystycznym, mimo swej brzydoty. W swojej ojczyźnie ślimaki te stanowią ważny element ekosystemu pól ryżowych i dowiedziono, że ich obecność pozytywnie wpływa na wielkość biomasy, zawartość chlorofilu, wysokość roślin i krzewienie – liczbę pędów wydających kłosy.
Cipangopaludina chinensis z chwilą znalezienia się w nowym środowisku w sposób naturalny zaczyna konkurować o zasoby z żyjącymi tam organizmami. Rzeczywiście Cipangopaludina chinensis ma wiele cech predestynujących ją do uzyskania przewagi. W swojej ojczyźnie głównym jej naturalnym wrogiem są drapieżne skorupiaki – raki i kraby. W ramach wyścigu zbrojeń ślimaki te wykształciły stosunkowo grubą muszlę, co daje im skuteczną ochronę i może być nie do pokonania przez nasze rodzime raki. Taka mała dygresja – tak miało być z inwazyjnym małżem Rangia cuneata, miał być za twardy dla kaczek nurkujących, ale kaczki o tym nie wiedziały i podobno się nimi żywią. Badania konkurencyjności Cipangopaludiny chinensis wobec gatunków rodzimych pochodzą głównie z USA i Kanady, bo tam najdłużej ten ślimak występuje. Jak na razie, przez ponad 100 lat nie stwierdzono, żeby ten ślimak przyczynił się do wyginięcia czy znaczącego globalnego (nie mówię tu o pojedynczym bajorku) ograniczenia liczebności jakiegokolwiek rodzimego gatunku.
Uważa się, że zdolność filtracji daje jej przewagę, ale w Europie przecież mamy filtrujące słodkowodne małże i ślimaki. Prawdą jest, że Cipangopaludina chinensis jest bardzo, ale to bardzo skutecznym filtratorem – jeden ślimak średnio filtruje ok 100 ml wody na godzinę, ale rekordziści potrafią przefiltrować w godzinę niemal pół litra (max. mierzone 471 ml/ślimak/h). Młode ślimaki polegają przede wszystkim na odżywianiu się dzięki skrobaniu biofilmu radulą, punktem zwrotnym jest osiągnięcie ok. 44 mm wysokości muszli – od tej chwili ślimaki odżywiają się głównie dzięki filtracji. Im większy ślimak, tym więcej filtruje.
Ta filtracja jest widocznie przedmiotem zawiści badaczy, bo nie tylko zarzucają Cipangopaludinie, że dzięki filtracji wysadzi z siodła wszystkie nasze mięczaki, ale też, że dzięki filtracji czyni wodę przejrzystą. Aż strach się bać i strach sobie wyobrazić, co by to było, jak by wody polskich rzek i jezior nagle stały się przejrzyste! Ale to nie wszystko. Z powodu przejrzystości wody w dennych partiach dochodzi do rozwoju fotosyntetyzujących glonów i roślin wyższych, co zaburza ekosystem. Co więcej cały muł z toni, czasami wraz z zanieczyszczeniami przemysłowymi, przemieszcza się do osadów dennych i na dnie jest więcej mułu, który ogranicza dostęp organizmów żywych do trujących związków i to zaburza ekosystem. Ale to nie wszystko, to całe filtrowanie zaburza profil mikrobiologiczny wody. Czyżby mniej E. coli??
Ale jest w obliczu tych czarnych prognoz dla nas nadzieja. Cipangopaludina jest bardzo, ale to bardzo wrażliwa na jakość wody. Nie tylko na obecność trucizn, metali ciężkich czy innych zanieczyszczeń, ale też takich wskaźników jakości wody, jak nadmiar związków azotu w naszych akwariach, siarkowodór ze stref beztlenowych itp. Cipangopaludina reaguje na pogorszenie czy zmianę jakości wody zamknięciem wieczka na długo zanim inne organizmy wodne, np. ryby, zaczną wykazywać objawy pogorszenia stanu zdrowia. Tę właściwość wykorzystują właściciele dalekowschodnich ferm karpi koi i innych ryb ozdobnych, trzymając Cipangopaludiny w zbiornikach zaopatrujących fermy w wodę. Póki Cipangopaludiny wesoło machają czułkami, ryby są bezpieczne. Kiedy się zamkną i opadną na dno, jest alarm, bo taki karp koi potrafi kosztować 1,8 mln dolarów. Ale wracając do Cipangopaludin – jeżeli jakość wody nie ulegnie poprawie, ślimaki pozostają zamknięte aż do śmierci, popełniając w ten sposób spektakularne samobójstwo w proteście przeciw zanieczyszczeniu środowiska naturalnego. Myślę, że jakość wód polskich będzie dla Cipangopaludin barierą nie do przejścia i Polska będzie jedynym krajem w Europie wolnym od ślimaczych migrantów.
Cipangopaludina chinensis jest nosicielem pośrednim wielu gatunków pasożytów, z których przywra jelitowa Echinostoma cinetorchis jest w stanie infekować człowieka. Nic jednak nie wskazuje, że grozi nam pandemia przywr, bo wystarczy nie jeść ślimaków, a jak jeść to nie na surowo, czy niedogotowane, albo i pozyskiwać ślimaki z ferm gdzie nie mają do nich dostępu szczury, czy ptactwo wodne, które są naturalnymi żywicielami ostatecznymi, a nie człowiek. To przerwie cykl życiowy przywry.
Jest jednak jeszcze jeden czynnik, który przekonał mnie do tego, żeby wszelkimi sposobami bronić się przed inwazją Cipangopaludin chinensis na naszą narodową przyrodę. Otóż ciężko już doświadczeni przez obecność Cipangopaludin chinensis Niemcy

Serio, taki argument można przeczytać w pismach urzędowych UE argumentujących konieczność zbanowania ślimaka w dziale omawiającym wpływ na gospodarkę turystyczną.
Odpowiadając na tytułowe pytanie – nie wiem co będzie, ale wyciągając wnioski z historii i skutków inwazji Cipangopaludina chinensis na kontynent amerykański, trwającej już ponad 100 lat, moje zdanie jest takie: połączenie warunków geograficzno-klimatycznych Europy, w tym Polski, globalizacji gospodarki i transportu oraz predyspozycji i cech biologicznych gatunku Cipangopaludina chinensis wskazuje, że choćby przyszło tysiąc urzędników i każdy wydał tysiąc dekretów i każdy nie wiem jak się wytężał, żeby wytłuc wszystkie ślimaki, wystrzelać wszystko co się rusza, a co zielone spalić… eeee, chciałam tylko powiedzieć, że jest duże prawdopodobieństwo, że Cipangopaludina chinensis w najbliższych latach będzie zwiększać obszar występowania w Europie, ale istniejące dane wskazują, że jej wpływ na środowisko będzie niewielki do umiarkowanego.